Jestem 38-letnią kobietą z nowotworem piersi z przerzutem do węzłów chłonnych.
Wychowuję samotnie 6-letniego synka, który wie, że jestem bardzo chora, modli się o mnie i często dotyka mojej łysej głowy aby pocieszyć.
Moja sytuacja jest bardzo trudna, ponieważ guz na piersi jest bardzo duży, który na ten moment ma charakter wrzodziejącej, niegoącej się i nieoperacyjnej rany.
Aktualnie przyjmuję chemioterapię, która przestała dawać rezultaty, dodatkowo niestety powolnie wyniszcza organizm. Pojawiła się możliwość leczenia w klinice medycyny integratywnej w Niemczech lecz koszty znacznie przewyższają moje możliwości finansowe.
Czasami jest trudno prosić o pomoc, ale proszę bo moje dziecko jest zbyt małe aby zostało bez mamy.
Niech Bóg Was błogosławi!